Gąbki syreny przedstawiać nie muszę :), dostępna powszechnie, kosztuje grosze.
Rękawice kessa mam od ponad 2 lat i pomimo wielu prób nie przekonały mnie do siebie jakoś wyjątkowo.
Przez długi czas nie chciałam się sama przed sobą przyznać do braku zachwytu nad tym cudem. Wiecie jak to jest - wszyscy dookoła się nad czymś rozpływają, więc siłą rzeczy ja też szukam powodów do ochów i achów. No skoro wszystkim pasuje i wszyscy ją kochają to ze mną musi być coś nie tak, jeśli nie podzielam ich zdania. Albo tępa jestem i się nie znam, albo nie umiem jej używać jak należy... albo po prostu w moim przypadku nie robi nic specjalnego i czas się do tego przyznać :).
No więc w moim przypadku nie robi nic specjalnego. Naprawdę. Przeprowadzenie całego rytuału oczyszczania skóry przy użyciu savoin noir i kessy zajmuje trochę więcej czasu niż zwykła kąpiel, a efekty nie są powalające. Ciało jest wygładzone, jest miękkie i oczyszczone. Ale wygładzone, miękkie i oczyszczone mam również po użyciu gąbki syrenki z żelem pod prysznic lub mydłem w kostce.
Zadałam więc sobie pytanie - co takiego robi kessa, żebym chciała jej nadal używać, pomimo że zajmuje mi to więcej czasu a nie dostarcza więcej przyjemności ani nie daje lepszych rezultatów?
Ano właśnie - nic...
A jeśli mam być szczera do bólu, to wolę syrenkę!
Serio, serio.
Przy użyciu gąbki bardziej czuję moc zdzierającą, silniej odczuwam pobudzenie krążenia i widzę lepsze efekty usuwania martwego naskórka. Do tego wcale nie muszę się specjalnie przygotowywać - wystarczy nakapać na syrenkę ulubiony żel pod prysznic bądź namydlić aktualnie używaną kostką.
Zdaję sobie sprawę, że powyższe wyznanie część Was oburzy, część zniesmaczy a reszta dojdzie do wniosku, że jestem głupia baba i na pewno źle używam kessy. No bo jak to - zwykła syrenka lepsza od kessy???
Dla mnie lepsza :) i nie boję się do tego przyznać!
Oczywiście szanuję miłość innych względem kessy. To, że mnie jej działanie nie oszołomiło, wcale nie oznacza, że na inne osoby nie działa cudownie. Zapewne tak jest, skoro tyle osób ją wychwala!
Ale w pojedynku kessa vs syrenka, prowadzonym na mojej własnej skórze, syrenka wygrywa. I już.
I proszę - nie przekonujcie mnie, że nie stosowałam kessy jak należy, nie dawajcie propozycji i instrukcji jej używania. Może i nie mam doktoratu z hammam :), ale obsługa kessy nie jest aż tak skomplikowana, żebym przez 2 lata jej nie rozgryzła. Po prostu u mnie nie robi szału :) i już się z tym pogodziłam.
Czy ciężko mi to przyszło? Poniekąd tak... Cała filozofia związana z kessą jest taka orientalno - pociągająca i bardzo chciałam doświadczyć tych cudowności. Jak widać nie każdemu jest to dane.
Najważniejsze, że wyciągnęłam właściwe wnioski i zamiast kolejnej rękawicy kessa kupię sobie następną syrenkę, w jakimś pięknym kolorze :).