Przyszły dzisiaj do mnie dwie paczki - mała z biochemii urody i ogromna z holland&barrett :).
Z h&b paczka przyszła bardzo szybko, zamówienie składałam zaledwie 5 dni temu. Ale żeby nie było tak pięknie... i całkiem nudno... to w paczce nie ma żelu ze śluzem ślimaka, czyli najdroższego produktu z całego zamówienia, który miał być jednym z moich prezentów gwiazdkowych (oczywiście absolutnie się go nie spodziewam!).
Napisałam, zobaczymy co odpowiedzą.
Gdyby h&b czegoś nie odwalił to chyba bym oniemiała ze zdziwienia. Dbałość o wzbudzanie emocji w klientach powinna być ich hasłem reklamowym!
Poniżej zdjęcie rodzinki dr. organic, która przybyła dziś w dużym kartonie - niestety, i piszę to z niekłamanym bólem, nie wszystko poniżej jest moje. Nawet nie większość. Zaledwie odżywka z witaminą E, kokosowy krem pod oczy i połowa szamponu z tea tree wprowadziły się na stałe. Reszta jest tylko przejazdem.
Mam nadzieję, że gwiazda mojej skromnej kolekcji, czyli żel ze śluzem ślimaka, jednak dotrze... miałabym nieopisanie potężnego nerwa, gdyby mnie h&b na nim przekręcił!
Boże! Ależ to cudowny widok!!!
Biochemia urody też przyszła, a tam oczywiście tradycyjne, czarne mydło afrykańskie:
oraz mikstura do włosów i hydrolat truskawkowy :).
Kaszanka wyglądem i zapachem całkowicie przypomina te, które miałam do tej pory. Zatem póki co pełen sukces.
Hydrolat truskawkowy pachnie faktycznie cudnie - jak dopiero co ugotowany kompot z truskawek!
Wrażeniami będę się dzielić za jakiś czas, jak poużywam. Teraz chciałam się tylko pochwalić, bo przecież takich wspaniałości nie można ukrywać przed światem :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz