poniedziałek, 17 lutego 2014

Nienaturalnie o tuszach

Już wcześniej przyznałam się do faktu stosowania drogeryjnych tuszów do rzęs. Rani to mą kosmetyczną duszę, ale naturalne mascary nie potrafią mnie zadowolić. Dają po prostu zbyt... naturalny efekt :). Tak, wiem jak to brzmi. O ile jednak naturalnego składu tuszu do rzęs pragnę ogromnie, to już naturalnego efektu jego użycia absolutnie nie. Jestem z tych kobiet, które nakładają mascarę po to, żeby było ją widać :). Nie lubię zbyt narzucającego się makijażu, ale chcę by rzęsy były mocniej podkreślone, ponieważ tusz do rzęs to jedyna ozdoba moich oczu.

Poniżej mały przegląd ostatnich prób zastąpienia starej wersji maxa factora 2000 calorie, który był do pewnego czasu moją mascarową miłością.




Maybelline volum express lift-up jest kiepski. Działanie ma podobne do colossala, który mi wyjątkowo nie pasuje. Lift-up pomimo wygiętej szczoteczki bardzo kiepsko unosi rzęsy i ma ogromną tendencję do robienia owadzich nóżek. Słabiusieńko pogrubia, zbyt mocno usztywnia rzęsy. Przy próbie nałożenia większej ilości warstw i nadania rzęsom objętości skleja je intensywnie i jeszcze bardziej wygina ich końce w różnych kierunkach. Normalnie drugi colossal, fuj.


Maybelline volum express turbo boost mogłam testować dzięki uprzejmości Green Sugar :) i spodobał mi się na tyle, że być może go kupię. Pogrubienie jest przyzwoite, choć nie powala, rozdziela rzęsy i nie ma dużej tendencji do ich sklejania. Prosta szczoteczka a jednak bardzo ładnie unosi rzęsy. Efekt ten jest konkretny i trwa do zmycia mascary. Dzięki temu oko wydaje się większe, jest bardziej otwarte. Trochę się osypuje, ale nie znam daty otwarcia tuszu, nie wiem zatem, czy można to uznać za jego wadę, czy za zwyczajne zmęczenie materiału. W każdym razie uniesienie rzęs i ogólny efekt mi odpowiada.


Yves Rocher sexy pulp to ostatni nabytek :). Szczoteczka bardzo ciekawa, gruba, dobrze rozdziela rzęsy. Oczekiwałam po nim dobrego podkręcenia, ale trochę mnie zawiódł. Unosi, nawet całkiem nienajgorzej, ale efekt ten słabnie w ciągu dnia i pomału, z godziny na godzinę, rzęsy zaczynają opadać. Wieczorem po uniesieniu praktycznie nie ma śladu. Pogrubia w sumie przyjemnie, dodatkowy plus za brak sklejania rzęs przy drugiej warstwie i niezłą trwałość.
Nie jest zły, polubiłam go, jednak nie zachwycił mnie tak, jak na to liczyłam.
Ale wiecie - na bezrybiu... i sexy pulp cieszy.


Przez wiele lat Max Factor 2000 calorie był moim etatowym hitem mascarowym. Zdradzałam go często i bez wstydu, jednak zawsze skruszona do niego wracałam i przyznawałam mu wyższość nad innymi. Niestety wraz z rewitalizacją opakowania zmieniono skład. Jakość produktu spadła poniżej krytyki i moich wymagań. Kiepskie pogrubienie, brak podkręcania, marny efekt ogólny, słaba trwałość. W porównaniu do starej wersji... nie. Nie ma czego porównywać.
Kochałam ten tusz, był moim pewniakiem makijażowym, dlatego też jego zepsucie odebrałam bardzo osobiście.
Nie wiem, czy znajdę jego godnego następce, pomału tracę nadzieję...

Poszukiwania tuszu idealnego wśród górnopółkowców zarzuciłam dłuższy czas temu, po przerobieniu sporej części asortymentu sephory. Wnioski jakie wyciągnęłam z tego przedsięwzięcia skierowały moje rzęsy i oczy w stronę innego, znacznie niższego przedziału cenowego. Od tamtej pory skusiłam się jeszcze na kilka cudarobiących mascar za wygórowaną cenę i wciąż nie doznałam szoku z powodu powalającego efektu jaki dają. Ponieważ moje rzęsy wcale nie gorzej, a przeważnie znacznie lepiej, wyglądają po zastosowaniu mascary za 20-40 zł, przestałam im fundować tusze za 150-250zł. Skoro nie potrafią docenić serwowanego im przepychu to trudno! Wydam na co innego.