piątek, 20 września 2013

xlash, czyli o tym jak natura może nas zrobić w przysłowiowego "konia"

Xlash wywołał wśród naturomaniaczek prawdziwą falę pożądania, której dałam się ponieść i ja.


Xlash, naturalna odżywka do rzęs, po której są one długie, gęste, czarne i oszałamiające!
W zasadzie nie mogę zaprzeczyć większości obietnic producenta. Jednakże najbardziej rozczarowało mnie to, co producent przemilczał – czyli efekt odwrotnego jojo po jej odstawieniu.


Pewnym utrudnieniem była dla mnie konieczność zdejmowania na noc soczewek kontaktowych, bowiem zgodnie z informacją dystrybutora używanie odżywki w soczewkach nie jest wskazane (stosuję soczewki night&day, leniwa jestem po prostu). Ale co tam! Dla powalających rzęs i pełnych nieukrywanej zazdrości spojrzeń koleżanek mogę zdobyć się na dłubanie sobie w oczach dwa razy na dobę – wszak niska to cena.
Przez pierwszych parę użyć odczuwałam lekki dyskomfort w postaci pieczenia oczu, ale nie było to na tyle straszne, abym odstawiła xlasha, a poza tym minęło szybko i bezpowrotnie. Przyznam, że regularność nie leży w mej naturze, więc zdarzało się, że zamiast codziennie nakładałam odżywkę na 3-4 noce tygodniowe. Pomimo to pierwsze efekty zauważyłam dość szybko. Po ok. 3 tygodniach na rzęsach pojawiły się początkowo dziwne, cieńsze i pozaginane końcówki, przypominające efekt owadzich nóżek, jakie  można sobie czasem zmajstrować na oku tuszem. Potem nowe końcówki wyprostowały się, zgrubiały dorównując reszcie i pociemniały. Po kolejnych dniach efekt był coraz lepszy i lepszy – byłam zachwycona! Rzęsy były naprawdę długie. Ale na objętości nie zyskały.

Po uzyskaniu pożądanego efektu, lub najlepszego z możliwych do osiągnięcia, zalecane jest nakładanie xlasha 2-3 razy w tygodniu celem jego podtrzymania. No fajnie. Ale xlash nie jest bez dna. Kiedyś się skończy. Oczywiście można kupić wówczas kolejne opakowanie, potem kolejne i tak do emerytury. Ale czy na pewno chcemy aby nasze rzęsy wiecznie były na dopingu??
Na to pytanie egzystencjalne, pozostające wówczas dla mnie bez odpowiedzi, życie odpowiedziało mi samo. Po prostu zostawiłam odżywkę z dala od domu na 3 tygodnie. No i wyszło szydło z worka, a precyzyjniej wyszły rzęsy z powieki……
Wypadły, wykruszyły się. To co zawdzięczałam xlashowi zostało mi odebrane z ogromną nawiązką! Nigdy wcześniej moje rzęsy nie były w tak tragicznym stanie! Wyglądało to z grubsza tak, jakby mi ktoś uciął rzęsy nożyczkami w połowie ich długości i wyrwał co trzecią.
Ja rozumiem – nie stosowałam odżywki jak Pan Producent przykazał, czyli nie podtrzymywałam efektu nakładając produkt 2-3 razy tygodniowo, ale chyba jednak lekką przesadą jest karać mnie za to aż tak dotkliwie. Najwidoczniej Pan Producent miłościwy nie jest. 
Moim zdaniem w trakcie stosowania xlasha rzęsy były na tak wysokich obrotach, że po zaprzestaniu jego używania po prostu były niezmiernie osłabione i musiały złapać drugi oddech.

O ile zrozumiała byłaby dla mnie sytuacja, w której po odstawieniu xlasha rzęsy po prostu wróciłyby do stanu sprzed stosowania  najlepszej na świecie naturalnej odżywki na porost rzęs, o tyle nie rozumiem, dlaczego to cudo tak mi je zmasakrowało po odstawieniu.
Podsumowując – polecam xlasha tylko tym, którzy zdecydowani są stosować ją po wsze czasy.

Po miesiącu z kawałkiem moje rzęsy się odrodziły – znowu są takie jak kiedyś!
I wiecie co? Nie rozumiem, po jaką cholerę zaczęłam je kiedyś ulepszać….. Wprawdzie nie mają 20 cm, nie chronią mnie przed słońcem w upalne dni, nikt nie łamie sobie karku oglądając się za nimi, ale są zdrowe, nie takie całkiem najkrótsze a przede wszystkim wyhodowane bez dopalaczy.

Na pocieszenie kupiłam sobie odżywkę w spiralce sante za 30 zł z niewielkim ogonkiem – jest świetna jako baza pod tusz! Polecam!
http://skarbiec-natury.pl/pl/p/Odzywka-do-rzes/2876

Skład odżywki xlash:
Aqua, Folium Isatidis Extract, Nigella Sativa Extract, Cacumen Platycladi Extract, Terminalia chebula extract, Polygonum multiflorum extract, Corallium japonicum Kishinouye Extract

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz