Zapewne wiele osób zwiedzie konsystencja kosmetyku - jest ona lejąca. Pomimo tego jest naprawdę gęsty, bardzo maślany i rośnie w
trakcie rozsmarowywania. Sama czynność nakładania nie należy do
najprzyjemniejszych. Balsam jest lekko ciągnący, troszkę się klei i dość
konkretnie maże. Jest także tępawy co potęguje niedogodności związane z
jego wsmarowaniem. Metodą prób i błędów opracowałam sposób jego nakładania, który całkiem nieźle eliminuje wyrzut adrenaliny do organizmu w trakcie jego używania. Wstępnie rozsmarowuje lotion na jednej nodze, zostawiam niewchłonięty i nakładam na druga nogę. Potem wracam do tej pierwszej i wówczas proces wsmarowania przebiega zdecydowanie przyjemniej :). Jak już uda nam się nałożyć i rozprowadzić go jak należy, wchłania się
w miarę szybko i nie zostawia klejącej powłoki, tłustej również nie
zauważyłam.
Po użyciu nie czuć gładkości skóry, nie jest ona przyjemnie aksamitna i miła w dotyku. Gładszą skórę czuję dopiero rano :). Ale nie jest to gładkość, którą zawdzięczamy często lekkiej warstwie jaką zostawiają balsamy. Jest to gładkość z głębi skóry, bez absolutnie żadnej powłoki na wierzchu. Gładkość skóry samej w sobie. Po dłuższym stosowaniu skóra jest fantastyczna!
Mam pewne obiekcje co do jego delikatności - zdarza się, że odczuwam pieczenie i szczypanie. Czasami skóra jest lekko zaczerwiona. Wszystko to mija dość szybko, ale bardzo rzadko zdarzają mi się takie reakcje.
Podsumowując sprawa ma się tak:
- działanie i pielęgnację skóry oceniam bardzo wysoko
- brak delikatności mi nie przeszkadza i nie jest uciążliwy
- aplikacja i wsmarowywanie są na tyle nieprzyjemne i denerwujące, że zniechęcają do regularnego stosowania - a z tym jak wiecie i bez dodatkowych utrudnień mam kłopot.
Lotion nabyłam z 75% rabatem podczas ogromnej wyprzedaży na minejo (widoczną na zdjęciach torbę też). Zakupu więc nie żałuję, bo kosmetyk był wyjątkowo tani, ale cieszę się, że kupiłam jeden egzemplarz zamiast początkowo planowanych 2 :). Za słabe mam nerwy do niego...
Skład:
Aqua, Urea, Glycerin, Sodium Lactate Solution, Lac*, Cocoglycerides, Limnanthes Alba Seed Oil, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter**, Lactic Acid, Cetyl Palmitate, Inulin Lauryl Carbamate, Tocopherol, Oryzanol, Xanthan Gum, Parfum
Pierwszy raz o nim czytam.
OdpowiedzUsuń:))
UsuńMyślę, że na mojej suchej skórze dobrze by się sprawdził :)
OdpowiedzUsuńŚwietny był, tylko wkurzający.
UsuńGładkość skóry samej w sobie - genialne zdanie ! Z rozsmarowaniem pewnie by mnie coś trafiło, ale widzę że warto się pomęczyć.
OdpowiedzUsuńDziałanie super. Ale nerw brał! :D
UsuńO nie, nie lubię takich zabaw z wsmarowywaniem :D
OdpowiedzUsuńwitaj w klubie....
UsuńMiałam krem 5% Urea. Dobrze mi służył. Nie wkurzał mnie.
OdpowiedzUsuńJa nerwus jestem :), Ty jesteś bardziej stabilna "emocjonalnie" :D
UsuńOj tam, u mnie także wszystko od czassu do czasu lata wokół własnej orbity :) I to z prędkością super odrzutowca. Kosmetykom darowuję :) Dla nich jestem wyrozumiała, nawet jeśli nie wszystko jest tak jakbym chciała.
UsuńWyrozumiała dla kosmetyków - świetne :DDD
Usuńlubie mocznik w kosmetykach!
OdpowiedzUsuńJa w sumie też, chociaż niemiło mi się kojarzy.
UsuńJestem raptus, wszystko na szybko, klejuchy precz:-)
OdpowiedzUsuńHahahahaaa :)
UsuńJak ja Cie rozumiem :D
Szkoda, że taki kłopotliwy :/
OdpowiedzUsuńTeż żałuję, bo efekt fajny.
UsuńSowy! Sowy widze! :D
OdpowiedzUsuńA po ten balsam nie sięgnę raczej, za dużo kłopotu... dobrze że o nim napisałaś, bo krazylam wokół niego..
:DDDDD
Usuńwiedziałam, że Ci się spodobają :))))
U mnie mimo wygładzającego działania by się nie sprawdził, skoro piszesz, że jego nakładanie to dłuższy "proces". Zazwyczaj wybieram mazidła, które przyjemnie mi nakładać :)
OdpowiedzUsuńTeż takie wolę :)
UsuńWcześniej się nie poznaliśmy, ale w sumie dobrze, bo pieczenie i szczypanie to nie do końca to, co mnie kręci :D
OdpowiedzUsuń:DDD
UsuńPonoć są różne upodobania, ale mnie też nie za bardzo to pociąga :D
Z nieznanych mi przyczyn mocznik kiepsko się u mnie sprawdza i to zarówno w pielęgnacji ciała czy też stóp i rok (hmm w zasadzie to też ciało..no ale wiesz, rozumiesz..wiem że wiesz :))
OdpowiedzUsuńWiem, wiem :DDD
UsuńPowiem Ci tak - nie zmuszaj się! Nie jeden mocznik na świecie :D
Znaczy oprócz mocznika wiele fajnych rzeczy jest.... Oj no - teraz to na pewno Ty wiesz o co mi chodzi :D
Nie dla mnie taki kłopotliwy kosmetyk, w diabły by poszedł jak nic ;)
OdpowiedzUsuńCoś się z Twoimi komentarzami dzieje....
UsuńDam sobie głowę uciąć, że był jeszcze jeden, oprócz tych co usunęłaś. I jetem pewna, że Ci na niego odpowiedziałam, a teraz ich nie ma.... blogspot wariuje?
Uwielbiam mocznik w kosmetykach i właśnie to uczucie nawilżenia ale nie wynikające jedynie z faktu, że właśnie przed chwilą czymś się wyciapałyśmy. Wtedy to ma sens. Mam teraz krem z mocznikiem 20 %, nawilża genialnie i nie jest to uczucie tylko chwilowe, mam też nadzieję że w połączeniu z regularnym peelingiem (muszę być wreszcie regularna!) pomoże na wrastające włoski.
OdpowiedzUsuńWidzę, że obie regularność mamy w genach :D
Usuń20% mocznika to fajna, konkretna dawka!
kupiłam inny balsam tej marki, dałam córce niech się uczy cierpliwości, coś kiepsko jej schodzi więc pewnie pójdzie w odstawkę
OdpowiedzUsuńhahahaaaaa :)))))
Usuńpomysłowy sposób na ćwiczenie cierpliwości :DDDDD
Lubię balsamy z mocznikiem, genialnie nawilżają skórę :)
OdpowiedzUsuńI wygładzają :)
Usuń