Na początek parę słów o nich.
Włosy mam proste, dość cienkie ale nie jest ich mało (wiele
osób słysząc, że mam włosy cienkie zakłada, że mam ich niewiele - nie wiem czemu).
Nie mam problemu z ich połyskiem, spisują się na tym polu naprawdę dobrze. Są w
dobrej kondycji, nie wiem jak wyglądają rozdwojone końce. Ale nie noszę też
długich włosów (max do ramion, czasami lekko dłuższe) więc pewnie nie zdążą się
po prostu rozdwoić :D. Trochę za szybko się przetłuszczają – jeszcze do
niedawna myłam je co dwa dni, ale po przeprowadzce do wawy niestety nie
wytrzymują 2 dni w dobrym stanie.
Uwielbiam szampony naturalne. Obok mydeł to moja największa słabość kosmetyczna. Mam włosy skłonne do przetłuszczania się, więc stale poszukuję perełek na tym polu, które zapewniłyby moim włosom odrobinę chociaż dłuższą świeżość. Bardzo lubię szampony z glinkami, często też dodaję sypkie glinki do szamponów, które nie mają ich w składzie. Moje włosy wyjątkowo upodobały sobie glinkę białą, ale często używam też zielonej i rhassoul.
Bardzo cenię też olejek tea tree i często gości on w mojej
włosowej pielęgnacji (w szamponach, wcierkach, peelingach, maskach, odżywkach).
Włosy zawsze myję dwukrotnie. Pierwsze mycie, zwane roboczo wstępnym, usuwa większość brudu, sebum, resztek kosmetyków. Dopiero drugie mycie uważam za właściwe, bo w jego trakcie nie myję włosów mieszanką szamponu i brudów (tak jak przy myciu wstępnym), tylko praktycznie samym szamponem. I dopiero mycie szamponem, po usunięciu większości obecnych na włosach niepożądanych substancji, jest dla mnie tym prawdziwym.
Po szamponie obowiązkowo odżywka do spłukiwania, nakładana zazwyczaj z pominięciem skóry głowy, od połowy lub 2/3 długości włosów. Bez odżywki nie rozczesałabym włosów, mają sporą tendencję do plątania. Poza tym królują u mnie szampony oczyszczające, więc muszę dokarmiać kosmyki.
Naturalnych mydeł do mycia włosów nie stosuję. Moje włosy się z nimi nie lubią. Nie ukrywam też, że konieczność każdorazowego przygotowywania płukanki octowej przed wejściem pod prysznic skutecznie mnie zniechęca do upierania się przy tej formie oczyszczania.
Włosy czeszę zawsze na mokro. Pomimo, że mam proste. Czytałam wiele razy, że na mokro należy czesać tylko włosy kręcone, a proste na sucho. No nie da się – rozczesanie moich włosów na sucho to droga przez mękę, cierpienie, wyrywanie i łamanie. Od kiedy pamiętam włosy czeszę na mokro i nic im nie jest. Warto jednak pamiętać, by czesanie włosów zaczynać od ich końców i stopniowo iść wyżej – ogranicza to ich uszkodzenie i szarpanie.
Po rozczesaniu włosów często (ale nie zawsze) stosuję jakiś nieobciążający i nietłusty kosmetyk. Najczęściej jest to bezolejowy spray do skóry głowy lub jedyna póki co odżywka bez spłukiwania, która nie obciąża moich włosów – shine on john masters organics.
Prawie zawsze włosy suszę suszarką. Na samoistne schnięcie mogę sobie pozwolić jedynie w weekendy a i to nie zawsze. Suszenie włosów suszarką zaraz po umyciu też raczej wyklucza czesanie włosów na sucho…
Nie stosuję żadnych pianek, żeli, lakierów i tego rodzaju utrwalaczy. Nawet fryzjerka już wie, że nie może się z nimi do mnie zbliżać :D. Przyznam się jednak, że czasem grzeszę użyciem suchego szamponu, ale są to wyjątkowe sytuacje.
Staram się raz w tygodniu dopieścić włosy dodatkowymi zabiegami:
1. Peeling skóry głowy – gotowy lub samorobiony (najczęściej odżywkę mieszam z fusami kawy, cukrem, dodaję glinkę). Rozdzielam mokre włosy pasmo po paśmie i na przedziałki nakładam peeling. Potem masuję skórę głowy dłuższą chwilę, spłukuję peeling i myję włosy jak zwykle.
2. Oczyszczająca płukanka octowa. Ocet skutecznie wypłukuje resztki kosmetyków z włosów. Od dłuższego czasu mam w użyciu tonik na occie cedrowym john masters organics, który pięknie spełnia swoje zadanie, ale można też użyć octu jabłkowego rozcieńczonego wodą (ja stosuję 1,5 -2 łyżki octu na szklankę wody). Miksturę octową stosuję po szamponie – polewam nią włosy dbając, by dotarła wszędzie, chwilę masuję, na minutkę zostawiam a potem dokładnie wypłukuję ją z włosów. Na koniec, jak zwykle, nakładam odżywkę do spłukiwania.
Zaznaczam, że nie jest to taka płukanka jaką stosuje się po myciu włosów mydłem (płukanka stosowana po mydle zawierać powinna mniej octu i nie spłukuje się jej, jest ostatnią fazą mycia włosów).
3. Maska do włosów – gotowa lub w formie stiuningowanej odżywki (do odżywki dodaję oleje, ekstrakty roślinne, nawilżacze itd.). Zazwyczaj razem z maską do włosów stosuję odżywczą wcierkę do skóry głowy – najczęściej za wcierkę robi olej wymieszany z żelem aloesowym, doprawiony mocznikiem, HA, panthenolem, nielubianym serum do twarzy, ostatnio też parę kropli octu jabłkowego, itd. Na skórę głowy odżywcza wcierka, na włosy maska i trzymam to godzinkę lub dłużej.
Jeśli moim włosom zdarzają się trudniejsze chwile, odżywcze wcierki do skóry głowy stosuję częściej (2-3 razy w tygodniu) nakładając je na całą noc i zmywając w trakcie porannej pielęgnacji włosów.
Raz na jakiś czas robię też maskę oczyszczającą – do maski lub odżywki dodaję po prostu glinkę.
4. Olej. Kiedyś olejowałam włosy namiętnie, od dłuższego czasu robię to sporadycznie. Olejowanie ma tą zaletę, że ten sam olej nakładam na skórę głowy i na długość włosów, nie muszę mieć oddzielnych kosmetyków do tych dwóch obszarów.
Oczywiście nie wszystkie 4 powyższe punkty przerabiam naraz :D. Olejowanie stosuję zamiennie z maską, zazwyczaj też nie oczyszczam włosów jednocześnie peelingiem i octem. Co za dużo to niezdrowo ;).
Wiele lat farbowałam włosy henną. Potem postanowiłam zdradzić ją z naturalnymi farbami do włosów. Po kilku farbowaniach jednak włosy znacznie podupadły i wróciłam do henny. Przyznam, że po wielu latach uwielbienia, obecnie męczy mnie jej stosowanie. Długie trzymanie, wyciekanie farby spod folii…. Idę więc na skróty – mieszam kilka łyżek henny z odżywką lub maską do włosów i nakładam na jakieś 2 godziny. Opcja ta ma dużą wadę, bowiem henna słabiej łapie włosy i dużo szybciej się z nich wypłukuje. Ale nakładanie tej mieszanki jest znacznie szybsze, przyjemniejsze, świetnie też trzyma się ona na włosach i nie muszę owijać szyi ręcznikami papierowymi, folią…. No i włosy nie są suche po farbowaniu. Tak więc wolę krótkotrwały efekt, ale łatwość nakładania i bezstresowy przebieg farbowania. Mam coraz więcej siwych włosów. Pewnie więc niedługo będę niestety musiała poddać się i zacząć farbować włosy chemicznie… Póki co jednak zaklinam rzeczywistość henną.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Za tydzień "wyspowiadam się" z pielęgnacji ciała :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz