piątek, 10 lutego 2017

Obalam naturalne mity - MIT nr 3: SLS jest zakazany w kosmetykach naturalnych

Dzisiaj zapraszam na kolejną część serii "obalamy naturalne mity".

MIT nr 3: SLS jest zakazany w kosmetykach naturalnych

Oczywiście, że to nie jest prawda. SLS (sodium lauryl sulfate) nie jest zakazany w kosmetykach naturalnych! A dlaczego? A dlatego, że SLS może być zarówno pochodzenia syntetycznego jak i naturalnego (wersja naturalna pozyskiwana jest z kokosa). SLS pochodzenia naturalnego jest akceptowany przez Ecocert i Cosmebio. 
Więcej pisałam na ten temat TU.


Przed SLSem ostrzegają wszędzie, można odnieść wrażenie, że to winowajca wszelkich problemów skórnych i nawet jedno jego użycie skończy się dla nas drastycznie! SLS urósł w moim mniemaniu do rangi czarnej wołgi albo cyganki, którymi straszono mnie w dzieciństwie. Otóż mili moi prawda jest taka, że SLS pozyskiwany z kokosa jest składnikiem jak najbardziej naturalnym i ma prawo znaleźć się w produktach certyfikowanych przez Ecocert, Cosmebio. Jest to składnik, którego proces tworzenia i pochodzenie są kontrolowane - wytworzony zgodnie z wymogami instytucji certyfikującej będzie zaakceptowany. Niestety w inci kosmetyku nie będziemy mieli informacji (a jeśli to bardzo rzadko) o tym, czy zastosowany SLS jest naturalnego czy syntetycznego pochodzenia. Jeśli jednak widzicie kosmetyk z naturalnym certyfikatem ecocert lub cosmebio, który zawiera SLS, to jest to SLS naturalnego pochodzenia. To czy zdecydujecie się na zakup takiego produktu to całkiem inna kwestia. Ale nie macie podstaw do poddawania w wątpliwość jego naturalności.

W zdecydowanej większości kosmetyków naturalnych producenci unikają stosowania SLS. Myślę, że powodem może być jego negatywne postrzeganie przez konsumentów i jego wybitnie czarny PR. Zastępują go ALS, SCS i klient nie marudzi a kosmetyk tak samo silnie działa. I ma takie same potencjalne skłonności do podrażnień :D

Faktem jest, że SLS należy do grupy agresywnych detergentów i dla osób o wrażliwej skórze może być zwyczajnie za mocny. Nawet jeśli jest naturalny. Zauważcie jednak, że napisałam, że „należy do grupy agresywnych detergentów” - silnie działających, naturalnych detergentów, posiadających skłonności do podrażnień czy wysuszania jest więcej. Jeśli szkodzi Wam ten konkretny składnik - unikajcie tego konkretnego. Ale jeżeli ogólnie silne detergenty nie są dobre dla waszej skóry, to unikajcie ich wszystkich, a nie tylko jednego, wybranego, jakim jest SLS. Bo wyeliminowanie jednego spośród silnych składników raczej niewiele zmieni.

Unikanie SLS z uwagi na unikanie silnych detergentów bądź na fakt, że ten konkretny składnik Wam nie służy, rozumiem świetnie. Unikanie go jednak wyłącznie z powodu jego nienaturalności w wielu przypadkach nie ma niestety podstaw. Zdarza mi się czytać opinie, recenzje, których autorka obrzuca błotem szampon, bo miał być naturalny a ma SLS! No cóż, są ogromne szanse na to, że szampon jednak jest naturalny i nie w każdym takim przypadku należy doszukiwać się spisku i oszustwa. W razie wątpliwości zawsze można spytać producenta.

Przy okazji warto zaznaczyć, że podrażniać czy wysuszać mogą nie tylko detergenty silne w działaniu, ale też te zaliczane do delikatnych. To kwestia indywidualna i nie zawsze warto opierać się na cudzych doświadczeniach - tylko wasza skóra wie co tak naprawdę jej szkodzi. I niekoniecznie opinia waszej skóry musi być zgodna z opinią skór innych osób :D. Mogą podrażniać Was delikatne środki myjące a te bardziej agresywne będą dla Was stworzone.

Nie namawiam nikogo na stosowanie kosmetyków z SLS - każdy zdecyduje sam w oparciu o własne doświadczenia. Warto jednak wiedzieć, że do znudzenia powtarzane twierdzenie, że obecność SLS w kosmetyku jest zawsze równoznaczne z brakiem jego naturalności, nie jest prawdziwe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz