Był czas, kiedy zakupy ze sklepów z półproduktami zawładnęły większą częścią mojej lodówki. Obecnie rzadko już do nich zaglądam, bowiem po szaleństwie z samorobionymi kosmetykami niewiele mi już zapału zostało, a zgłębianie tajników gotowych kosmetyków naturalnych jest bardzo absorbujące :). Sklepy takie jak mazidła, zrób sobie krem, biochemia urody, naturalis, e-naturalne czy calaya odwiedzam sporadycznie, acz z przyjemnością i ogromnym sentymentem.
Ostatnio poczyniłam małe zakupki w ZSK - nabyłam olej z nasion malin, olej z nasion herbaty, algi brunatne i komórki macierzyste z jeżówki.
Oleje są mi potrzebne zarówno do maseczek na bazie glinek lub alg (rozrabiając proszek z hydrolatem dodaje 2, 3 kropelki celem opóźnienia zasychania i wzmocnienia działania odżywczego), jak i do stosowania solo. Nie przepadam za tłustą skórą twarzy, ale od czasu do czasu czysty olej na skórze jest mi potrzebny, żeby wzmocnić i "podrasować" cerę.
Olej z nasion malin miewałam już wcześniej. Fajnie wygładza skórę, zostawia ją aksamitną i dobrze odżywia. Olej z nasion herbaty to dla mnie nowość, ale już zdążyłam go bardzo polubić. Pachnie trochę jak skórka świeżego ogórka i jest wyjątkowo mało tłusty, odżywia i rewitalizuje bez zarzutu.
Oba oleje są bardzo lekkie, dobrze się wchłaniają i nie zapychają mi porów. Świetnie sprawdzają się w połączeniu z serum rozświetlającym pukka (pisałam o nim TU). Do 10 ml serum dodaję 5-6 kropelek oleju z nasion maliny lub herbaty i otrzymuję wciąż bardzo lekkie i świetne na upały, lecz bardziej odżywcze serum. Twarz jest gładka, promienna, aksamitna w dotyku.
Algi brunatne to także mój debiut :).
Ascophyllum nodosum pochodzą z czystych, głębokich wód oceanicznych. Organizmy te zawierają pełną gamę składników odżywczych, soli mineralnych i witamin. Algi brunatne dostarczają makro i mikroelementy (m.in. wapń, magnez, sód, potas, siarka, fosfor, jod, miedź, cynk, selen), polisacharydy, tłuszcze (wraz z niezbędnymi nienasyconymi kwasami tłuszczowymi NNKT), witaminę C, E, K, witaminy z grupy B, prowitaminę A. Ascophyllum nodosum znajdują zastosowanie między innymi w produktach anty-aging, łagodzących podrażnienia, do pielęgnacji po kąpielach słonecznych.
Algi brunatne stosuję do włosów, jako dodatek do szamponów i masek, oraz w formie maseczki na twarz. Czuć je rybimi łuskami i wnętrznościami. No cóż, zapachem nie zachwycają, ale nadrabiają jego trwałością... :).
Moje włosy bardzo polubiły algi, są po nich bardziej błyszczące niż zwykle i dobrze się układają. Całe szczęście miałam jeszcze w zanadrzu olejek rozmarynowy, bo inaczej ciągnąłby się za mną rybi smród. Trochę wciąż przebija, ale jest już do zniesienia.
Facjata bardzo dobrze reaguje na algi. Jest jakaś taka ładniejsza, zdrowsza, ma lepszy koloryt i jest świetnie oczyszczona. Minusem zabiegu algowego jest oczywiście zapach, ale czego kobieta nie zrobi, żeby być trochę ładniejsza :).
Komórki macierzyste z jeżówki wąskolistnej stymulują powstawanie nowych włókien kolagenu, odmładzają i regenerują starzejącą się skórę, poprawiają jej jędrność i elastyczność, zwalczają stany zapalne i infekcji, wygładzają, nawilżają i poprawiają koloryt cery.
Można się rozmarzyć...
Oby nie za mocno. Mi komórki macierzyste nic a nic nie służą, zepsuły mi cerę. Stała się nadwrażliwa, podrażniona, skórę na czole mam zapchaną i w krostkach. To tyle co do ich cudowności.
Jeżówka bardzo dobrze służy mi w toniku herbfarmacy (TU recenzja) i rozsądniej dla mnie będzie pozostać przy tej właśnie jej formie.
Przy okazji tego, mało skomplikowanego proceduralnie, mieszania przypomniały mi się wieczory z kalkulatorem w ręku, spędzane na przeliczaniu stężeń i wag oraz wymyślaniu nowych kombinacji składowych :).
Może kiedyś do tego wrócę.
Nie lubię olejków na twarzy, ale czynię zakusy na olej ze śliwki i po Twoim opisie także na ten z nasion herbaty. A algi brunatne miałam, bardzo dobrze skora po takiej maseczce wygląda, ale ten smród jednak jest dla mnie nie do przejścia, stąd powtórek nie planuję :) Wolę zapach spiruliny, a efekty tez świetne.
OdpowiedzUsuńSpirulina to też śmierdziel :))))
UsuńJa właśnie za stosowaniem olejów solo tez nie przepadam.
Olej śliwkowy był w moim odczuciu mocno tłusty. Malinka jest leciutka i dobra na lato :), tak jak herbatka. Jest jeszcze jeden, na który się czaję - z zielonej kawy.
O matko, Ania, gdzie Ty je wynajdujesz :D
Usuńps. a co do spiruliny to ja znam dwie wersje, tą z mazideł, która śmierdzi kurzą kupą i tą ze zrób sobie krem, która śmierdoli algami. Wolę wersję ZSK, nawet mi ten zapach odpowiada ;)
Nie wynajduje - same w oczy lezą :D
UsuńWybór pomiędzy kurzą kupą a rybim smrodem jest fascynujący :D
Świetne zakupy :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię oleje. Stosuję je na włosy i na twarz, bardzo często solo. Podobnie jak Ty dodaję je do glinkowych maseczek. Algi też mi odpowiadają ale jeszcze nie kładłam ich na włosy. Chyba pora spróbować :)
Pora najwyższa :)
Usuńbardzo fajne produkty, zwłaszcza miło mi to czytać o oleju malinowym, bo czeka na mnie... Zdecydowanie ze sklepów wymienionych lubię ZSK - nie pytaj czemu;)
OdpowiedzUsuńja czasem coś ukręcę, lubię, to też jest podniecające to obliczanie i kombinowanie, ale też wielbię testować gotowce:D Trudno mi się zdecydować, dlatego sporadycznie kręcę:D
miłego dnia
:)
Kobieta zmienną jest - raz ukręcisz raz nabędziesz gotowca :)
Usuńoleje na włosy bardzo je obciążają nie polecam
OdpowiedzUsuńOlej to jeden z podstawowych zabiegów na włosy w mojej pielęgnacji naturalnej.
UsuńNie masz racji, nie obciąża :) odżywia, uelastycznia, wzmacnia, regeneruje. Cudo!