piątek, 22 stycznia 2021

Be.Loved - serum do twarzy z witaminą A+C+E i krem nawilżający Be The Change

Kosmetyki marki Be Loved goszczą u mnie dość regularnie. Ciężko oprzeć się urokowi tych ręcznie wyrabianych przez Kingę kosmetycznych perełek :D
Tym razem mam dla Was recenzję kremu nawilżającego Be the change oraz serum z witaminami A+C+E. 


Od producenta:
Krem nawilżająco-regenerujący na dzień i noc. Super lekki, idealny dla cery mieszanej. Składniki aktywne: kwas hialuronowy, ekstrakt z granatu, ekstrakty z alg ginkgo, wakrotki, drożdży, alantoina, kwas mlekowy, witaminy (E i B3, B5), ferment z bambusa. Pachnie wodą malinową.

Skład: Rubus idaeus (Raspberry) Fruit Water, Rosa Damascena Floral water, Carthamus Tinctorius (Safflower) Seed Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Hyaluronic Acid; Chondrus Crispus Extract, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Rosa Canina Seed Oil, Lactobacillus/Arundinaria Gigantea (Bamboo) Ferment Filtrate, Aqua, Ginkgo Biloba Leaf Extract & Leuconostoc/Radish Root Ferment Filtrate, Centella Asiatica Extract & Populus Tremuloides Bark Extract, Yeast Extract, Ternatea Flowers, Vaccinium Angustifolium (Blueberry) Fruit Extrac, Rubus Villosus (Blackberry) Fruit Extract, Kappaphycus Alvarezii (Algae) Extract, Spirulina Maxima (Algae) Extract, Digitata (Kelp) Extract, Sea Water Extract, D-Panthenol, Glycerin, Propanediol, Niacinamide, Allantoin,Tocopheryl Acetate (Vitamin E), Benzyl alcohol, Dehydroacetic acid, Litsea Cubeba (May Chang) Essential Oil, Citral, Limonene



Krem be the change miałam już dwukrotnie. Pierwszy słoiczek sprezentowała mi Gosia (Krytyk Kosmetyczny), drugi dostałam do jednego z zamówień.
Pierwszy raz stosowałam go latem i przyznam, że wówczas mnie nie zachwycił. Owszem - nawilżał i odżywiał, ale nie powalał. Słabo się wchłaniał, zostawiał warstwę, skóra się pod nim pociła. Był po prostu zbyt treściwy na upały.
Kiedy zaczęłam używać kolejne opakowanie późną jesienią, moje zdanie o nim uległo diametralnej zmianie. Nadal pozostawiał lekką warstwę, ale teraz była ona aksamitna, nietłusta i zapewniała lepszą ochronę przed warunkami atmosferycznymi. Utrzymywał właściwe nawilżenie i odżywienie, koił cerę i pielęgnował ją naprawdę bardzo fajnie. Skóra byłą miękka, gładka, miała lepszą elastyczność i wyglądała dobrze.
Pozostawiał lekki błysk na mojej twarzy, nie wchłaniał się do matu, ale nie było już mowy o efekcie pocenia się skóry czy poczuciu przeciążenia. 
Jest to zatem z całą pewnością krem na chłodne okresy roku, przynajmniej w moim przypadku :)



Serum do twarzy z serii Love Yourself z Witaminami A, C i E to bardzo przyjemny kosmetyk. Pasuje mi zarówno latem jak i zimą, więc w odróżnieniu do kremu moje zdanie na jego temat niezależne jest od sezonu, w jakim go używam.
Serum jest lekkie, ale nie za lekkie. Wchłania się szybciutko, ale czuć jego obecność na skórze. Na zimę jest zbyt lekki do stosowania solo, ale latem zastępowało mi krem na dzień.
Wygładza cerę, przyjemnie ją napina. Przy regularnym stosowaniu widzę ujednolicenie kolorytu i delikatne rozjaśnienie przebarwień (naprawdę delikatne). Cera jest taka żywsza, rozświetlona, wyglądam na wypoczętą. 
Serum jest straszliwie wydajne! Serio. Używam go wiele miesięcy, z przerwami rzecz jasna, ale od dawna jestem zdziwiona, że jeszcze się nie skończyło :).
Jest tylko jedna rzecz, która mi w nim nie odpowiada i jest to zapach. Serum ma silny i wyrazisty zapach jaśminu, a ja akurat bardzo nie lubię tej woni i przyznam, że pierwsze użycia były dla mnie z jej powodu dość nieprzyjemne. Po jakimś czasie przywykłam do tej niedogodności, ale zapach nadal mi przeszkadza.

Obecnie na stronie sklepu nie widzę tego kosmetyku, nie wrzucę Wam zatem jego opisu, ale chociaż wkleję fotkę buteleczki ze składem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz