Ciciałabym, chciała, czyli ...

Zakładki bloga

środa, 3 maja 2017

Maski włóż!

Postanowiłam przygotować dla Was mały przegląd ostatnio stosowanych przeze mnie masek do twarzy o działaniu, mówiąc ogólnie, upiększającym (nawilżanie, odżywianie, regenerowanie itd.). Trzy z nich to typowe maseczki do twarzy, jedna pozycja to mój wielomiesięczny i wielofunkcyjny towarzysz pielęgnacyjny.

Zacznijmy od końca :D czyli od moich ostatnich nabytków.




Od producenta:
Wzmacniająca maseczka do cery naczynkowej
Odżywcza maseczka z glinką czerwoną, zawierającą dużą ilość krzemu, glinu, żelaza oraz wapnia i manganu. Łagodnie oczyszcza delikatną cerę naczynkową i z trądzikiem różowatym, wzmacnia skórę, zapobiegając jednocześnie pękaniu naczyń krwionośnych. Oleje sezamowy i ze słodkich migdałów zapewniają optymalne nawilżenie, a składniki łagodzące (alantoina i panthenol) pozwalają zmniejszyć uczucie napięcia i zmniejszają zaczerwienienia. Systematyczne stosowanie wygładza cerę, która już po kilku zabiegach zyskuje świeżość i gładkość.

Skład: Aqua, Sesamum Indicum Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Kaolin, Glycerin, Sorbitan Stearate, Sucrose Cocoate, Squalane, Glyceryl Stearate, Panthenol, Cetearyl Alcohol, Stearic Acid, Allantoin, Tocopheryl Acetate, Xanthan Gum, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Parfum.

Waga: 10 g.

Moja opinia:
Maseczka wzmacniająca marki Vianek, przeznaczona do cery naczynkowej, bazuje na glince czerwonej i oleju sezamowym. Obecność oleju sezamowego, mającego właściwości rozgrzewające, w maseczce dla cer naczynkowych była dla mnie zaskoczeniem. Nie posiadam jednak takowej cery, więc moja wiedza jest uboga w tym zakresie.

Moim zdaniem jest to typowa, gotowa, maseczka glinkowa. W czasie zalecanym przez producenta nie zasycha całkowicie, nie ma potrzeby dodatkowego zraszania twarzy. Saszetka wystarczyła mi na 2 aplikacje.

Nie mogę jej przypisać jakiegoś specjalnego działania, nie zauważyłam nic, co skłoniłoby mnie do ponownego zakupu. Cera zaraz po jej zmyciu była owszem – przyjemna w dotyku, miękka, gładka. Jednak po niespełna 30 minutach pojawił się niezdrowy błysk skóry, uwidocznienie porów i uczucie gąbczastej cery. Przyjemne efekty trwały więc bardzo krótko. Nie zamierzam ponawiać zakupu. Z czerwonej glinki i oleju zmajstruje sobie lepszą maseczkę sama.



Od producenta:
Lavera Maska relaksująca z wyciągiem z bio-masła kakaowego i bio-mlekiem migdałowym
Maska doskonale nawilża i wygładza skórę. Wspaniały zapach działa relaksująco, koi zmysły, napawa optymizmem. Do każdego typu skóry.
Zawiera naturalne składniki roślinne pochodzące z upraw ekologicznych, kontrolowanych dzikich zbiorów i z własnej produkcji.
100% naturalny kosmetyk, wegański

Sposób użycia: Stosować 1-2 razy w tygodniu. Nałożyć na skórę twarzy i pozostawić na 10-15 minut, następnie zmyć wacikiem lub ciepłą wodą.

Skład: Water (Aqua), Glycine Soja (Soybean) Oil*, Glycerin, Alcohol*, Sodium Lactate, Cetyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Sodium Lactate, Glyceryl Stearate Citrate, Fragrance (Parfum)**, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter*, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Fruit Extract*, Talc, Xanthan Gum, Sodium Stearate, Hydrogenated Lecithin, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Ascorbyl Palmitate, Linalool**, Limonene**, Citronellol**, Geraniol**, Citral**
* ingredients from certified organic agriculture
** natural essential oils
Pojemność 8ml

Moja opinia:
Nie wiem czemu, ale spodziewałam się brązowego koloru maseczki :). Pewnie kolorystyka opakowania była tego sprawcą.
Maseczka ma biały kolor, jest gęsta, lekko krucha, zwarta. Pachnie zgodnie z oczekiwaniami - migdałową czekoladą, masłem migdałowym i czekoladą czy też migdałami w czekoladzie - jak kto woli. Pięknie apetycznie i bardzo naturalnie.
Maseczka w trakcie zalecanego kwadransu prawie całkowicie się wchłonęła. Skóra stała się bardzo matowa, delikatnie napięta, bo maseczka utworzyła zaschniętą, cienką skorupkę :). Zmywa się łatwo, cera jest po jej użyciu gładka, przyjemnie napięta, jędrna. I zgadzam się z nazwą - pełen relaks w trakcie zabiegu :D
Aplikowałam ją dwukrotnie i niestety po każdorazowej przygodzie z nią miałam w porach na nosie i w jego okolicach pełno czarnych kropek. Nie miałam wcześniej takiego przypadku, nie wiem co o tym myśleć... Po pierwszym użyciu maseczki miałam nadzieję, że to tylko niefortunny zbieg okoliczności, ale po następnym się to powtórzyło. Bardzo przyjemny w stosowaniu kosmetyk, ale chyba nie podejmę trzeciej próby.




Od producenta:
Nawilżająca maska do twarzy
W swoim domu poczuj się jak w największym, naturalnym SPA na świecie. Przekonaj się jak dobroczynne działanie na skórę ma błoto z Morza Martwego.
Odkryj niezrównane właściwości wyjątkowych składników. Naturalnie z Make Me Bio.

Cera: Do każdego rodzaju skóry. Szczególnie polecana po kąpielach słonecznych.
Efekt: Skóra nawilżona, zregenerowana i ujędrniona
Sposób użycia: Maskę nałożyć na twarz i szyję. Zostawić na 15 minut, a następnie zmyć ciepłą wodą. Maska nie wysycha, pozostawiając skórę odżywioną i nawilżoną.

Składniki/Ingredients (INCI): Aqua (Woda), Dead Sea Mineral (Minerały z Morza Martwego) Mud, Palm Free Vegetable Glycerin (Roślinna Gliceryna - Bez Oleju Palmowego), Cetearyl Alcohol & Polysorbate 60, Helianthus Annuus (Słonecznik)*, Olea Europaea (Oliwka) Oil*, Prunus Armeniaca (Morela) Kernel Oil*, Cocos Nucifera (Kokos) Oil*, Butyrospermum Parkii (Masło Shea) Butter*, Palm Stearic Acid, Ascorbic Acid (Witamina C), Sodium Hyaluronate, Zinc Oxide, Silk Peptide Protein, Tocopherol (Witamina E), Xanthan Gum, Hibiscus Sabdariffa (Ketmia Szczawiowa) Flower Extract*, Oryza Sativa (Ryż) Bran Oil*, Citrus Grandis (Pomarańcza Olbrzymia) Extract*, Centella Asiatica (Wąkrota Azjatycka) Extract*, Pyrus Malus (Jabłko) Fruit Extract*, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin
 *z upraw organicznych

Pojemność 60 ml

Moja opinia:
Maseczkę nawilżającą Make me Bio sprezentowała mi moja Żan *:
Marka make me bio miała swojego czasu jedne z najlepszych, w mojej opinii, kremy do twarzy – ubóstwiałam ich krem pomarańczowy i anti-aging, zachwycałam się kremem beautiful face i feather light. Po jakimś czasie sparzyłam się i rozczarowałam drugim słoiczkiem beautiful face (post). Okazało się, że firma zmieniła formuły. To już nie są te same kremy, które mnie w sobie rozkochały. Szkoda, były naprawdę wspaniałe!
Jakiś czas temu zakochałam się natomiast w ich wodzie różanej i mam już jej trzecie opakowanie. Maseczki nawilżającej byłam ciekawa od dawna i Żan postanowiła skrócić moje męki :D

Maseczka nawilżająca ma ciemny kolor, za który odpowiedzialne jest błoto z morza martwego. Nie jestem zbyt „oblatana” w maskach, ale pierwszy raz mam nawilżającą maskę, bazującą na błocie. Z reguły znajdowałam je w wersjach oczyszczających.
Przyznam, że mam mieszane uczucia co do maseczki. Z jednej strony nie robi mi nic złego, lubię ją. Ale pokładałam w niej nadzieje głównie nakierowane na nawilżenie, a w tym akurat zakresie wykazuje najsłabsze efekty. Coś tam nawilża, ale to nie to, o co mi chodziło. Ma działanie wzmacniające, lekko odżywcze i oczyszczające. Oczyszcza lepiej niż nawilża :D. Cera jest po niej wygładzona, przyjemnie napięta, ma ładny kolor i jest czysta na tyle, że mogę sobie odpuścić używanie glinek. Wszystko fajnie, ale nie tego od niej oczekiwałam….,



Wielofunkcyjny krem Alaffia ma wspaniały skład, miękką, lecz zwartą konsystencję, nie całkiem gładką. Zapach piękny - surowy, dziki, najbardziej wyczuwalne jest naturalne masło shea i propolis. Nakładam na oczyszczoną twarz grubą warstwę kremu i trzymam pół godziny. Przed zmyciem robię 5 minutowy masaż skóry, dwukrotnie silnie spryskuję twarz tonikiem i usuwam nadmiar kosmetyku płatkiem. Moja twarz niesamowicie lubi krem Alafii! Skóra jest jakby bardziej zwarta, gładka, miękka w dotyku, ale jednocześnie pięknie napięta - jak po liftingu :). Krem silnie odżywia, regeneruje, wzmacnia, bardzo dobrze nawilża a dzięki końcowemu masażowi również super oczyszcza. Efekt takiej maseczki odczuwam dobre 3-4 dni. CUDO!
Pełną recenzję kremu, więcej zastosowań i zachwytów, znajdziecie w tym poście.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak widzicie nie mam zbyt dużego szczęścia do typowych maseczek kosmetycznych. Od wielu lat wolę w tym celu używać kremów do twarzy, które tuninguje półproduktami odpowiednio do potrzeb. Ostatnie doświadczenia utwierdzają mnie w przekonaniu, że jest to dla mnie lepszym wyjściem, niż poszukiwanie gotowych maseczek :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz