Ciciałabym, chciała, czyli ...

Zakładki bloga

sobota, 8 lipca 2017

A dzisiaj będzie nienaturalnie!

Ostrzeżenie:
Wpis wyłącznie dla wielbicielek kosmetyki naturalnej o silnych nerwach! Post będzie zawierał wyłącznie pozycje kosmetyczne obok naturalnych jedynie leżące w mojej szufladzie!
Osoby nieuznające żadnych odstępstw od używania kosmetyków naturalnych czytają na własną odpowiedzialność :D

Nigdy nie kryłam się z tym, że o ile w pielęgnacji jestem dość restrykcyjna, to w odniesieniu do kolorówki już niekoniecznie. Kolorówka i makijaż to zdecydowanie moje słabe strony.
Używam mineralnych podkładów, primerów i naturalnych pudrów wykończeniowych. Pomimo poszukiwań na naturalnej półce nie udało mi się jednak znaleźć satysfakcjonujących mnie produktów we wszystkich kategoriach kolorówki Przestałam więc szukać.

Dzisiaj pokażę Wam jaką nienaturalną kolorówkę spotkać możecie w moich kosmetycznych zasobach :D



Tusze do rzęs i szminka
Testowałam swojego czasu różne naturalne maskary. Kilka nawet polubiłam, ale wróciłam do drogeryjnych.

Dzięki Eli (all about elle) moim hitem od dawna jest tusz loreal so couture. Wracam do niego stale, nie wyobrażam sobie go nie mieć. Niezawodny, niezastąpiony. Podkreśla rzęsy w sposób konkretny, nie usztywnia ich nadmiernie. Pogrubia świetnie, delikatnie podkręca. Zmywa się bez problemu naturalnymi micelami, nie powoduje szczypania, łzawienia. Jest trwały, dopiero od ok. 3-4 miesięcy po otwarciu zaczyna się lekko osypywać, ale nawet wtedy nie ma tragedii. Wydajny, jest ze mną zawsze długo. Nawet kiedy wyskrobuję jego resztki i jest mocno podeschnięty, efekt nadal jest lepszy od wielu innych. Cudna, gruba, silikonowa szczota :D i kolor głębokiej czerni.

Mam też obecnie dwa tusze lancome. Volume-a-porter, niezmiennie kojarzący mi się nazwą z ciemnym piwem, daje efekt mniej spektakularny niż loreal, ale bardzo go lubię. Pogrubia trochę słabiej, wydłuża niezbyt mocno, ale za to bardzo przyjemnie podkręca. Czerń jest delikatniejsza i lekko matowa. Silikonowa szczoteczka bardzo przyjazna do malowania, przynajmniej dla mnie. Lubię go, pomimo trochę delikatniejszego efektu wizualnego. Jakoś tak fajnie i bezproblemowo się go używa i zmywa.
Lancome hypnose daje w porównaniu z porterem głębszą, bardziej błyszczącą czerń. Można wyczarować za jego pomocą mocny efekt, ale potrzeba do tego większej sprawności, czasu i uwagi. A z tym wszystkim mam zazwyczaj problem… Niesymetryczna szczoteczka wymaga większego skupienia się na czynności malowania. Ale cenię sobie jego jakość, głębię i połysk czerni, efekt wydłużenia rzęs i jego trwałość.

Szminki to moja pięta achillesowa. Koralowa szminka YSL ma wyjątkowo super dopasowany do mnie kolor. Z kolei wygląd oraz sposób aplikacji (typowy dla błyszczyków) pozytywnie wpływa na moja psychikę i dzięki niemu moja niechęć do szminek zostaje oszukana :D. Trwałość absolutnie nie należy do kategorii błyszczyka, tylko do dobrej szminki. Fajna, naprawdę fajna.


Cienie do oczu i baza
Paletka Naked 2 to kolory bardzo moje! Neutralne, codzienne. Używam rzadko, bo nie mam nawyku nakładania cieni. Ale pracuje nad tym :). Nie napiszę na ich temat nic mądrego, bo mam za mało doświadczenia w stosowaniu takich zaawansowanych technik makijażowych jak malowanie oczu :) i mam marne porównanie do innych marek. Nie mogę więc ich rzetelnie ocenić. Ale lubię je bardzo :D.
Widoczna na zdjęciu baza Artdeco jest lekko połyskliwa, ale po nałożeni cieni nie widać tego. Przedłuża trwałość makijażu i leciutko intensyfikuje kolory.
Z tej kategorii na kolejnym zdjęciu jest jeszcze różowy cień do oczu w kredce loreal.


Kredki do oczu i kosmetyki do brwi
Kredki do oczu to nabytek nowy, poczyniony z ciekawości i zachwytu kolorami. Jak się sprawdzają?
Loreal infaillible w kolorze stay blue to piękny, stłumiony granat z niewielkim dodatkiem błyszczących drobinek. Bardzo trwała, ładnie wygląda. Loreal color riche w kolorze mystic grey ma kiepską trwałość, bardzo szybko się ściera i chętnie migruje. Turkusowa MUA to wielkie jak na mnie kolorystyczne szaleństwo :D. Lubię ją, w aplikacji jest przyjemna dzięki sporej miękkości. Jest też mocno napigmentowana. FlorMar w kolorze ciemnego, zszarzałego brązu to kredka do brwi. Fajna, prosta w obsłudze, efekt można stopniować, dobra do poprawek na szybko. Ta najgrubsza to Loreal color riche lecrayon - cień do oczu w kredce w kolorze baby pink. Bardzo jasny, prawie biały, błyszczący. Trudno uzyskać jednolite pokrycie, są prześwity. W zasadzie daje taki półptransparentny i niejednolity efekt, nie wiem czy mi się to podoba...

Od tylu lat farbuje włosy naturalnymi hennami a do brwi kupiłam sobie nienaturalną…. Niekonsekwencja i rozdwojenie jaźni aż w oczy kłują! Nie wiem jak mam ten paradoks wyjaśnić, więc nie będę nawet próbować :D
Henna w żelu marki delia jest bardzo wygodna, szybka i łatwa w użyciu. Pięknie podkreśla brwi bez nachalności, ordynarności, przesadności i barwienia skóry. Wystarczy mi jej użycie raz na miesiąc. Biorąc pod uwagę wydajność będzie ze mną pewnie z rok. Rzęs nie odważyłam się nią farbować. Przynajmniej na razie :D, może za jakiś czas będę bardziej odważna.

Poniżej prezentuje Wam kolory kredek, cienia i szminki:


Kolejno od lewej:
- kredka do oczu loreal color riche w kolorze mystic grey
- kredka do oczu loreal infaillible w kolorze stay blue - na zdjęciu wyszedł jakiś fioletowy, ale w rzeczywistości jest to piękny, ciemny, jeansowy, przydymiony granat
- kredka do oczu - turkusowa MUA :)
- loreal color riche lecrayon - cień do oczu w kredce w kolorze baby pink
- FlorMar w kolorze ciemnego, zszarzałego brązu - kredka do brwi
- a na dole moja koralowa szminka YSL
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak widzicie nie ma tego dużo a i tak rzadko tych cudeniek używam :).
No cóż, zacięcia do makijażu to ja niestety nie mam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz