Ciciałabym, chciała, czyli ...

Zakładki bloga

czwartek, 10 października 2013

Mordoupiększacze

Jest to pierwszy post z serii postów na życzenie :)
Mordoupiększacze, czyli maski, glinki i peelingi na życzenie Beeets.

Glinki uwielbiam. Najbardziej te sypkie, do własnoręcznego wymieszania. Pasty niby wygodniejsze, ale nie dają dużych możliwości modyfikacji. A ja kombinować lubię :)

Glinki w proszku rozrabiam z dowolnym hydrolatem i dodaję 3-4 kropelki oleju, na jaki mam aktualnie ochotę. Zdarza się też dość często, że dodaję do papki jakiś nawilżacz, albo składnik aktywny w ilości 2-3 kropelek – panthenol, nawilżacz cukrowy, kwas hialuronowy, płynne ekstrakty owocowe, stężony aloes itd.
Często też mieszam ze sobą różne rodzaje glinek, choć ta metoda ma swoich przeciwników. Nie rozumiem co jest w tym złego, nic przykrego z tego powodu mnie nie spotkało, więc robię swoje nie przejmując się oponentami.
Poświęćcie rozrobieniu glinki chwilę. Nie nakładajcie smutnej, tępej i gnoistej masy na twarz. Porozcierajcie dokładnie składniki do momentu, aż lekko spuchną, będą delikatnie puszyste. Zauważyłam, że maska przygotowaną w taki sposób zwiększa swoją siłę działania.


Polecam wszystkim stosującym maseczki z glinkami sypkimi metodę z olejem – glinki nie wysychają tak szybko, można je dłużej potrzymać a to wspomaga oczyszczanie skóry i daje szansę pokazania glinkom, co naprawdę potrafią. Oczywiście i tak zawsze w trakcie 10-20 minut chodzenia z maską na twarzy psiknę od czasu do czasu hydrolatem, ale zdecydowanie rzadziej. Po za tym odrobinka oleju zapobiega nieprzyjemnemu uczuciu ściągnięcia skóry po zmyciu glinki i zapobiega jej wysuszającemu działaniu.

Glinki w proszku

Zacznę od mojej ukochanej glinki, najlepszego na świecie produktu do oczyszczania i wygładzania skóry – maski do twarzy z neem firmy ayur.
Swojego czasu była dostępna w sklepie helfy i kosztowała śmieszne pieniądze. Dobrze, że zrobiłam spory jej zapas. A ponieważ jest wydajna to na całe szczęście mam ją jeszcze w ilości nie powodującej napadów paniki. Po rozrobieniu wygląda jak musztarda :). Ale działanie! Ach działanie! Ta maska nie ma sobie równych.
Wspaniale oczyszcza. Rewitalizuje skórę, napina ją, ale nie ściąga. Poprawia koloryt. Przyspiesza regenerację i wspomaga proces odnowy uszkodzonej skóry. Zamyka pory. Wygładza i sprawia, że ochota głaskania się po twarzy jest nie do powstrzymania.
Będzie też fantastycznym peelingiem, jeśli w trakcie zmywania najpierw delikatnie ją zwilżycie a potem zafundujecie sobie masaż twarzy – drobinki zawarte w masce usuną wszystko co zbędne i wydobędą z Waszej skóry to, co najlepsze! Po takim masażu skóra przyjemnie mrowi i chłonie jak gąbka to, co na nią nałożycie.
Mój absolutny hit!






Glinka czerwona to jedna z moich ulubionych. Najbardziej odczuwam jej działanie rewitalizujące, chociaż oczyszcza też świetnie. Delikatnie wygładza, ma działanie regenerujące i poprawia jędrność skóry. Dobrze działa na problemy skórne.

Glinka zielona najsilniej oczyszcza, paskudy twarzowe się jej nie oprą :), dodatkowo wspomaga gojenie się pozostałości po niedoskonałościach. Trzeba uważać na działanie wysuszające i dobrze nawilżać skórę po jej użyciu.

Glinka czarna – świetna! Oczyszcza super i wspomaga procesy odnowy skóry, działa silnie regenerująco. Skóra jest po niej jakby grubsza, bardziej zwarta, mocniejsza i bardziej odporna. Fajnie wygładza, można nią zrobić delikatny masaż w trakcie zmywania.

Ghassoul (rhassoul) w moim odczuciu najsłabiej oczyszcza, ale wspaniale odżywia skórę i ujędrnia. Bardzo ją lubię, pomimo że nie daje spektakularnych efektów wizualnych. Ja bardziej odczuwam działanie nie dające się zobaczyć gołym okiem – czuję, że moja skóra jest lepsza, nowsza, zdrowsza. Wzmacnia skórę i poprawia jej koloryt. Fajna też jako dodatek do szamponu lub maski do włosów.

Glinka biała to najdelikatniejsza wśród glinek, działa głównie naprawczo i gojąco. Fajna dla osób z delikatną skórą i skłonną do przesuszu.





Glinki w proszku (za wyjątkiem ayur) kupuję w różnych sklepach - zarówno w tych z półproduktami jak i firmowane przez konkretnych producentów. Nie stwierdziłam powalających różnić w działaniu :). Jedne pasują mi bardziej, inne mniej, bywają zmielone lub w grudkach, kamieniu, ale ogólne działanie mają bardzo zbliżone. 

Skuście się na zakup glinki - to bardzo tania i skuteczna metoda pielęgnacji cery.

Glinki w paście

Logona, glinka brązowa w kremie
Nie w moim guście. Spektakularnych efektów brak, do tego próbowała mnie zapchać. Miło się jej używa, ładnie pachnie, ale to dla mnie za mało. Oczyszczała nienajgorzej, ale powierzchownie, zabiegi z jej użyciem trzeba było często powtarzać.
Skład:
Aqua (Water), Hectorite, Parfum (Essential Oils), Glycerin, Alcohol, Melia Azadirachta Extract, Pogostemon Cablin Oil, Citric Acid, Linalool, Limonene

Maseczka peelingująca Alva rhassoul.
Jest to delikatny peeling na bazie glinki rhassoul. Szczerze? Nic specjalnego…
Seria Alva rhassoul ma we mnie wiernego fana, ale ten produkt uważam za najmniej udany. Po prostu nie robi nic takiego, co skłoniłoby mnie do ponownego zakupu. Oczyszcza w sposób akceptowalny, efekt peelingu jest dla mnie zbyt delikatny.

Skład:
Aqua, Glyceryl Stearate SE**, Morrocan Lava Clay**, Glycerin**, Polyglyceryl-3 Methyloglucose Distearate**, Butyrospermum Parkii Butter*, Theobroma Cacao Butter *, Simmondsia Chinensis Oil*, Helianthus Annuus Oil*, Brassica Oleifera Oil*, Hydrogenated Jojoba Oil**, Cera Alba, Fragrance (Parfum)**, Tocopheryl Acetate**, Lactic Acid**, Mixture of etherial Oils**, Potassium Sorbate, Algin**, Algin**, Xantan Gum, Sodium Hydroxide, Dipotassium Glycyrrhizate**, Leptospermum Scoparium Oil***, Phytic Acid**, Cananga Odorata Oil**, Bisabolol**
* składniki pochodzące z certyfikowanych upraw ekologicznych
** składniki pochodzenia naturalnego
*** składniki z roślin dziko rosnących



Peelingi

Standardowo zacznę od ulubieńca :) czyli złotego scrubu do twarzy rosyjskiej marki 
Organic Therapy.
Ten scrub to spełnienie moich peelingowych marzeń twarzowych! Ma wszystko i robi wszystko czego wymagam od takiego produktu.
Drobinki ścierające są idealne – nie za małe, nie za duże, nie za delikatne, nie za mocne. Ścierają bardzo konkretnie, ale jednocześnie nie są zbyt ostre i nie rysują cery. Scrub ma żelową formę, ale to nie jest żel z drobinkami - to są drobinki w żelu. Pachnie pieczonym jabłkiem i marcepanem, jest wydajny.
Efekt jest powalający i widoczny po pierwszym użyciu! Skóra niesamowicie gładka, aksamitna, miękka i rozświetlona. Żadnego podrażnienia, żadnego ściągnięcia, żadnego wysuszenia. Tylko piękna skóra :).

Skład:
Aqua with infusions of Organic Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Seed Extract, Organic Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Extract;Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Lauryl Glucoside, Acrylates Copolymer, Polyethylene, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid, Mica, Titanium Dioxide, Silica, Sodium Hydroxide.


Suchy peeling z łupin orzecha włoskiego
Ostry zawodnik :) tylko dla odważnych :)
Silny zdzierak i mało delikatny, drobinki dość ostre. Trzeba kontrolować siłę masażu, bo można sobie zrobić krzywdę. Dodaję go czasem do maseczki przygotowanej na bazie glinki w proszku lub do żelu do mycia twarzy. Są to p prostu zmielone łupinki orzecha.

Peelingi enzymatyczne mi nie służą. Najgorsze wspomnienia mam po peelingu enzymatycznym phenome – wytrzymałam z nim chwilę, ale zdążył mi sprawić piekącego buraka na kilka godzin :). A skóry delikatnej nie posiadam. Widocznie tego rodzaju produkty nie są dla mnie. Pogodziłam się z tym.


Maski nawilżające i regenerujące
W tym temacie jestem od dłuższego czasu bardzo nudna…
Zazwyczaj nakładam grubszą warstwę balsamu piękności herbfarmacy lub tłustego kremu nagietkowo – brzozowego sylveco. Uważam, że to najlepsze maski nawilżająco – regenerujące, pomimo przetestowania wielu firm i rodzajów gotowych masek.
Najlepiej z typowych maseczek wspominam Alvę Sanddorn i Logonę anti-age.
Świetne wrażenie zrobiła też na mnie odsypka maski czekoladowej Raw -Gaia, którą dostałam od wątkowej koleżanki Susabee. Odżywia, bardzo wygładza, zmiękcza. I chyba to będzie jedyna, typowa maska do twarzy, na której zakup się zdecyduję w najbliższym czasie. Innych masek na chwilę obecną kupować nie zamierzam, bo doszłam do wniosku, że są całkiem zbędnymi dla mnie kosmetykami, które z łatwością mogę zastąpić wspomnianymi wyżej kremem i balsamem. Zarówno krem sylveco jak i balsam herbfarmacy działają lepiej niż wszystkie znane mi maski a do tego spełniają też znakomicie funkcje kremów, więc mam trochę więcej luzu w kosmetycznej szufladzie :).

maseczka czekoladowa raw-gaia
No ale wiecie jak to jest… czy mnie jakaś gotowa maska nawilżająca nie skusi, to obiecać nie mogę. Podejrzewam jednak, że po wypróbowaniu kolejnej dojdę do tego samego co natenczas wniosku… Ale w sumie czasem dobrze się upewnić w słuszności własnych poglądów!

4 komentarze:

  1. Muszę wypróbować Twój patent z rozcieraniem papki glinki, zawsze tylko nakładam, odczekuję i zmywam.
    Bardzo ciekawy post, czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci bardzo :)
    Spróbuj, spróbuj - szczególnie jak glinka po rozrobieniu nie jest całkiem gładka (np. rhassoul) to efekt peelingu jest fajny. A jeśli masz gładką glinkę to możesz ją wzbogacić o suchy peeling, żeby mieć 2w1 :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzie kupiłaś glinkę czarną? Mnie bardzo kusi właśnie czarna i fioletowa glinka, która ma śliczny kolor :) Ostatnio bardzo się z glinkami lubimy, przypomniałam sobie o nich dzięki Tobie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarną kupiłam w którymś rosyjskim - kalina albo lawendowa szafa.
      Ja mam ochotę na mydło z czarną glinką les argiles :)

      Usuń