Ciciałabym, chciała, czyli ...

Zakładki bloga

niedziela, 10 sierpnia 2014

Szmaragdowa maseczka z timerem :)

Pisałam Wam TU jaką frajdę sprawiła mi Żan przygotowaną z wielkim zaangażowaniem paczuszką w związku z green box-ową zabawą. I tak jak obiecałam, na pierwszy ogień poszła rosyjska maseczka szmaragdowa do twarzy na bazie zielonej glinki, wzbogacona rumiankiem i melisą.


Maseczka jest w formie proszku i ma pojemność 60g. Całkiem sporo. Taka ilość pozwala na przygotowanie 7-8 porcji na twarz lub trochę mniej, jeśli chcemy przy okazji rozpieścić także szyję i dekolt :).

Po rozrobieniu, widoczny na poniższym zdjęciu proszek, zamienia się w typową dla glinkowych masek błotną paciaję :). W przypadku tej maseczki paciaja posiada wyjątkowo aksamitną i gładziusieńką konsystencję. Często glinki mają lekko grudkową strukturę po wymieszaniu z płynem - ta jest bardzo drobno zmielona, przez co niezwykle kremowa w użyciu.

Do przygotowania maseczki szmaragdowej używałam zarówno samego hydrolatu jak i hydrolatu z paroma kropelkami oleju. W obu przypadkach bardzo przyjemnie się ją stosowało, z dodatkiem oleju rzadziej musiałam zraszać twarz by uchronić się przed zaschnięciem glinki. Bardzo skutecznie oczyszcza pory, usuwa wszelki brud i ładnie przyspiesza gojenie niedoskonałości. Po użyciu buzia jest gładka, zdrowo napięta i ma ładniejszy koloryt. Z czystym sumieniem (i twarzą) mogę napisać, że to jedna z najlepiej działających glinek jaka gościła na mojej paszczy. Nie w kwestii odżywiania jednak (jej nazwa sugeruje, że to jej główne zadanie) a oczyszczania i regeneracji.

 
Producent zaleca trzymanie maseczki na twarzy przez 10 - 15 minut. Ale zapewniam Was, że zegar nie będzie potrzebny. Maseczka ma bowiem wbudowany timer i sama da Wam znać, kiedy należy ją zmyć :). Gotowość do zmycia oznajmi Wam:
- w etapie pierwszym lekkim i całkiem przyjemnym mrowieniem, tak jakby gorące promienie słoneczne smagały Was po twarzy
- w etapie drugim upomni Was i poprosi o zmycie lekkim pieczeniem, narastającym z czasem i coraz wyraźniejszym
- w etapie ostatecznego ponaglenia będziecie odczuwać pieroński gorąc na twarzy, połączony z mocnym pulsowaniem.

Ale nie martwcie się, to nie dzieje się tak szybko, jak szybko się o tym czyta. Przejście przez poszczególne etapy trwa dłuższą chwilę. Gdy poczujecie mrowienie na twarzy nie musicie rzucać wszystkiego i pędzić do łazienki ustanawiając nowy rekord świata na 10m. Macie wystarczająco dużo czasu by spokojnie dopić kawę lub wysiorbać do końca drinka, odpowiedzieć na kilka kąśliwych uwag dotyczących Waszego wyglądu a'la Fiona po przemianie i ochrzanić psa, że jak zwykle leży nie tam gdzie trzeba, przez co o mało nie wybiłyście sobie zębów...
Pomimo pieczenia twarz po zmyciu nie nosi znamion uszkodzenia ani podrażnienia. Za to zaskakuje gładkością i czystością. 


Do etapu ostatecznego ponaglenia dotarłam tylko raz i przyznam, że było to spowodowane moją niezdrową ciekawością. Chciałam się przekonać, co będzie po intensywnym pieczeniu i przetrzymałam maseczkę igrając z facjatą swą :). Poza zaczerwienieniem skóry, które po kwadransie całkowicie ustąpiło, nie nabawiłam się żadnych przykrych konsekwencji.
Producent zaleca stosować maseczkę 2-3 razy w tygodniu. Biorąc pod uwagę jej silne działanie może to być zbyt często. Przy bardzo zanieczyszczonej skórze twarzy zapewne nie zrobi krzywdy, gdy użyjemy jej te 2-3 razy w pierwszym tygodniu. Potem jednak byłabym ostrożna - myślę, że raz w tygodniu, max raz na 5 dni będzie w zupełności wystarczające by cera była super oczyszczona a jednocześnie nienadwyrężona i niewysuszona. Maska nie jest super delikatna, ale mnie nie podrażniła. Za moc i skuteczność ma u mnie ogromne "chody", ponieważ te cechy glinek cenię wielce. Brak delikatności jest dla mnie nieistotna skoro nie idzie w parze z uszczerbkiem na twarzy ;).

Nie wiem oczywiście, czy Wasze obserwacje i odczucia z użycia maseczki szmaragdowej będą zbieżne z moimi. Być może tylko w moim przypadku zadziałała opcja timera. Ale muszę przyznać, że to niezmiernie interesujące zjawisko i inni producenci powinni skorzystać z tego wynalazku :). Mi ono bardzo przypadło do gustu! Tak samo zresztą jak sama glinka - to taka glinka z jajami :), warto ją poznać. Ciekawa, konkretna, niezwykle skuteczna i na pewno nie nudna!


11 komentarzy:

  1. Ciekawy produkt. Próbowałam już parę maseczek tego typu, większość się u mnie sprawdza :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj przydałaby się taka... Podobny efekt mam z maską iłową tylko że tam pieczenie pojawia się już po 2 min, a potem jest tylko gorzej :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 minuty... nie za dużo.
      To Ty jednak masz szansę ustanowić rekord w biegu na krótki dystans :))))

      Usuń
  3. mialam ta maseczkę ale z glinka szarą.Ta mysle ze tez by mi sie spodobala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakie miałaś odczucia z szarą? Zaobserwowałaś efekt timera?
      Wczoraj nałożyłam szmaragdową mężowi i też po około kwadransie maska upomniała się o zmycie :DD

      Usuń
  4. :) :)
    Uwielbiam gdy glinka jest tak mocno zmielona, aż chce się ją wtedy nakładać na twarz :)
    I nie zdziwił mnie brak odżywienia, wg mnie zielona glinka właśnie jest najlepsza jeśli chodzi o oczyszczanie :)

    A ten efekt timera to ciekawa sprawa. Muszę spróbować i przekonać się czy u mnie też wystąpi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekałam na Twój wpis :)))
      Maska boska - dziękuję *-: *-:
      Maseczka dla szczęśliwych - czasu mierzyć nie trzeba :D

      Usuń
    2. i jak tu nie kochać glinek? :D

      Usuń
  5. bardzo intrygująca lol
    no jak to kobieta, z jajami - w sensie ta maseczka;)

    Anula, dziękuję za wszelkie miłe słowa... jesteś wspaniała;)
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Intrygująca to idealne słowo :)
      Naprawdę fajna, ciekawa i skuteczna. Polecam.

      Oj, no co Ty.... *-:
      Jak zasłużyłaś to masz *-:

      Usuń