Ciciałabym, chciała, czyli ...

Zakładki bloga

środa, 15 stycznia 2014

Dwa balsamy herbfarmacy

Z herbfarmacy znamy się i lubimy od dłuższego czasu (wcześniej o ich kosmetykach pisałam TU i TU).
Tym razem chciałam podzielić się z Wami swoją opinią na temat dwóch balsamów:
- balsam do ciała
- balsam skórze na ratunek




Balsam do ciała jest kolejnym fantastycznym produktem herbfarmacy.
Ma lekką konsystencję lotionu, dobrze rozprowadza się na skórze i świetnie wchłania. Niezwykle skutecznie nawilża, wygładza i odżywia skórę. Ciało zyskuje na elastyczności, jest miękkie i przyjemne w dotyku. Działanie, jak na tak lekką konsystencję balsamu, spokojnie mogę nazwać długotrwałym - nawet po 3 prysznicach bez powtarzania aplikacji skóra jest w dobrej kondycji.
Super bonusem dla mnie jest to, że nie jest tłusty :). Po użyciu balsamu nie myję rąk, co niestety jest dla mnie standardem - tłuste, śliskie dłonie to dla mnie jedna z najgorszych rzeczy... Stąd też moje kłopoty z akceptacją kremów do rąk. Balsamu do ciała herbfarmacy używam również w formie smarowidła łapkowego i bardzo go w tej roli polubiłam.
Zaobserwowałam też niezwykle korzystne działanie na skórę pod pachami. Zmiękcza, nawilża i koi podrażnienia, szczególnie po goleniu.
Często zdarza mi się zapominać o pielęgnacji skóry pod pachami... Wam też?
Ostatnio przykładam do tego większą uwagę i już po kilku aplikacjach balsamu zauważam dużą różnicę w kondycji tej delikatnej partii ciała. Ale martwię się, że za jakiś czas znowu o tym zapomnę. Czyli trzeba sobie kartkę na lustrze nakleić, skoro pamięć zębem czasu już napoczęta...

Jest jednak jedna rzecz, o której muszę napisać mając świadomość, że niekoniecznie Was ona zachwyci. Chodzi o zapach balsamu. Moim skromnym zdaniem pachnie on... cifem, cytrynowym mleczkiem do mycia łazienki. Po nałożeniu na skórę lekko wybija się lawenda, ale woń mleczka do czyszczenia wybija się dużo bardziej - nazwanie zapachu balsamu lawendowym byłoby moim zdaniem nieuzasadnionym i przesadnym optymizmem :). Ale okazuje się, że nieuleczalnych optymistów nie brakuje - mój mąż upiera się przy zapachu lawendy :). Córka mocniej stąpa po ziemi - po dobrej godzinie od momentu, kiedy nasmarowałam ciało, zapytała co robiłam, bo w salonie cifem czuć :))). Mi to absolutnie nie przeszkadza. Zapach nie jest nadmiernie mocny, nie jest przytłaczający, ale jest konkretny i wyraźny, czuć go dość długo po nałożeniu.
Jest to interesujące doświadczenie - pachnieć mleczkiem do czyszczenia :), ale ja mam dużą tolerancję w tej kwestii. I jeśli mam  być szczera to wolę zapach tego balsamu od zapachu balsamu hipoalergicznego p&r, który jest dla mnie zbyt perfumeryjny (choć wiem jak wiele osób kocha zapach balsamu hipoalergicznego p&r to dla mnie on właśnie jest jedyną wadą tego świetnego kosmetyku).
Jeśli obawiacie się zapachu kupcie najpierw próbkę. Ale gwarantuje Wam, że da się go polubić. Ponadto odbiór zapachu jest indywidualną kwestią i może Wy faktycznie będziecie czuć przyjemną woń lawendy :).

Opakowanie szklane, ciężkie i grube - eleganckie, wygodny dozownik.

Moim zdaniem produkt świetny! Do zapachu się przyzwyczaiłam bez najmniejszego problemu.
Najlepszą rekomendacją balsamu z mojej strony jest fakt, że prawie go już zużyłam. W moim wykonaniu jest to wyczyn na skalę światową. I nie znaczy, że balsam jest aż tak kiepsko wydajny :), tylko oznacza, że pasuje mi tak bardzo, że używam go z niespotykaną dla mnie regularnością!
Co do wydajności to raczej typowa dla lotionów do ciała. Tyle, że pojemność mała (100ml), zatem i kończy się szybko.

Skład balsamu do ciała:
Aqua, *Aloe barbadensis (Aloe vera), *Persea gratissima (Avocado oil), *Helianthus annuus (Sunflower oil), glycerine, *Oenothera biennis (Evening primrose oil), sodium stearoyl lactylate, glyceryl stearate (vegetable emulsifiers), *Althaea officinalis (Marshmallow) extract, *BUTYROSPERMUM PARKII BUTTER (Shea butter), cetyl alcohol (vegetable emulsifier), *Prunus armeniaca Apricot kernel oil), *CERA ALBA (beeswax), tocopherol (Vitamin E oil), lactic acid, *CALENDULA OFFICINALIS, *AESCULUS HIPPOCASTANUM(Horse chestnut), *ARCTIUM LAPPA (Burdock root), *LAVANDULA ANGUSTIFOLIA (Lavender essential oil), *Pogostemon patchouli (Patchouli essential oil), *PELARGONIUM GRAVEOLENS (Rose geranium essential oil), *Rosmarinus officinalis (Rosemary extract), phenoxyethanol, benzyl alcohol, potassium sorbate (Mild preservative system), *d-limonene, *linalool, *citronellol, *geraniol (Last 4 essential oils ingredients).



Drugi z omawianych dzisiaj balsamów to balsam skórze na ratunek. Jego zadaniem jest nawilżenie, odżywienie, wygładzenie a co najważniejsze ochrona suchych i popękanych obszarów skóry. Balsam jest bardzo gęsty, twardy i tłusty. Pachnie przyjemnie, ziołowo (lekko gorzkawy zapach suszonych ziół). Strasznie wydajny - mam tylko próbkę, ale służy mi ona od ponad 2 miesięcy i jak widzicie nie ubyło jej zbyt wiele :). Oczywiście stosuję głównie miejscowo, najczęściej w przypadku problemów paszczowych, więc potrzebuję niewiele, ale był okres, kiedy sięgałam po niego kilkadziesiąt razy dziennie.
W okolicach Świąt Bożego Narodzenia dopadł mnie ponad 3 tygodniowy katar - przez pierwszy tydzień zużywałam 3-4 kartony chusteczek higienicznych w ciągu jednego dnia. Nie dość, że nos mi w tym czasie nie odpadł, to łuszczenie skóry było symboliczne. Całą zasługę przypisuję właśnie balsamowi skórze na ratunek, bowiem wyłącznie na niego spadła odpowiedzialność za kondycję mojego obsmarkanego nosa :).
Idealnie sprawdza się również w roli natłuszczacza i nawilżacza problematycznych partii twarzy. Jeśli mam jakiś miejscowy przesusz kilka sesji z balsamem doprowadza skórę do ładu.
Miniaturkę można przeznaczyć na balsam do ust - malutkie, zakręcane opakowanie można spokojnie wrzucić do torebki i mieć zawsze pod ręką. Kosztuje grosze w porównaniu do przeciętnych cen produktów pielęgnacyjnych do ust a skład jak marzenie. Jest bardzo pomocny przy popękanych i spierzchniętych wargach - przynosi dużą ulgę i szybko goi.
Czasem, w ramach prewencji, używam pod oczka na noc.
Od czasu do czasu używam też do pielęgnacji paznokci i skórek.
Konkretny, wszechstronny i skuteczny produkt.
Mała rzecz a cieszy :).

Skład balsamu skórze na ratunek:
Helianthus annuus (Sunflower oil), *SIMMONDSIA CHINENSIS (Jojoba oil), *CERA ALBA (Beeswax), *BUTYROSPERMUM PARKII BUTTER (Shea butter), *Althaea officinalis (Marshmallow) extract, *SYMPHYTUM OFFICINALE (Comfrey) extract, *CALENDULA OFFICINALIS (Calendula) extract, *STELLARIA MEDIA (Chickweed) extract, *Rosmarinus officinalis (Rosemary) extract, *Anthemis nobilis (Roman Chamomile) oil, *LAVANDULA ANGUSTIFOLIA (Lavender) oil, *Helychrysum angustifolium (Helychrysum) oil, *linalool, *limonene, *farnesol, *geraniol, *eugenol (ostatnie 5 to olejki eteryczne) 
* = Organically grown/produced (100%)

Produkty herbfarmacy oraz ich miniaturki dostępne są w sklepie iwos.pl.

3 komentarze:

  1. Ja z chęcią spróbuję innych produktów tej firmy bo z tymi co testowałam, dzięki Tobie, bardzo moja skóra się polubiła:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Cieszę się bardzo :)
      Fajna firma i wysokiej jakości kosmetyki.

      Usuń